W telewizji publicznej dzisiaj debata kobiet. swoją drogą, moim zdaniem dużo lepszy pomysł na promowanie aktywnosci politycznej (ale tez wyborczej) kobiet niz ta straszna kampania profrekwencyjna dotyczaca kobiet (sam pomysł może i ciekawy, ale wykonanie...zdecydowanie okropne :(.
i jak kazda dyskusja, wyborcza (zarówno wsrod mezczyzn jak i kobiet, choc do tego tematu raczej "wystawia sie" kobiety :) dochodzi do pytan o wsparcie, a wlasciwie zasilki dla bezrobotnych - i dlaczego one są takie niskie?. i nie mozna nie przyznac racji posel Kidawie Blonskiej, ktora powiedziala, ze nie chodzi o to czy zamrozimy zasilki, czy podniesiemy je troche, ale chodzi o realną pomoc...
czy zwiekszenie zasiłków dla osób najuboższych o 10, 20 nawet 50 złotych faktycznie wpłynie na rozwiązywanie problemów społecznych? nie wierze. nie rozumiem, dlaczego miernikiem pomocy społecznej państwa dla najuboższych jest wysokość zasiłku. Miernik, który mowi tylko i wylacznie o tym, jakie kwoty przeznaczane są z budżetu państwa na ten cel.
kluczowym miernikiem efektywnosci systemu opieki społecznej powinna być liczba osób, które z tego systemu przestaje korzystac - wlaściwie to powinien byc jedyny mierni w tym obszarze. i nie wazne, czy zasiłek bedzie wynosił 300, 400 czy 1000 zł - ważne, jak dlugo beneficjent z tego zasiłku korzysta. i im krócej - tym lepiej to świadczy o systemie i tym lepiej zainwestowane zostały te pieniądze.
no własnie, zeby tak było, to musimy mówić o sprawnym systemie - któy nie tylko przekazuje pieniądze, a wrecz ogranicza fizyczne przekazywanie pieniedzy na rzecz swiadczenia innych usług - zapewnianie posiłkow, mieszkania, ale równoczesnie (skutecznego) aktywizowania bezrobotnych i innych działań.
nie oszukujmy się, 350 złotych zasiłku nie jest kwota, za którą można godnie żyć. W wielu przypadkach, właściwe pieniacze z których utrzymują się podopieczni systemu społecznego "zarabiane" są w inny sposób, a zasiłek wspiera rozwój gospodarki za pośrednictwem sklepu monopolowego, w którym jest on wydawany.
Łączna liczba wyświetleń
środa, 28 września 2011
niedziela, 4 września 2011
dwie myśli
Jedna dotyczy tego, ze blog jest super narzedziem dla mnie pokazujacym mi w bardzo wyrazny (a nawet wyrazisty :) sposob, kiedy za duzo pracuje. to sa te momenty, kiedy przez dlugi czas nie pojawia sie zaden nowy wpis. i to nie jest nawet kwestia tego, ze nie ma czasu siasc do komputera i postukac w klawiature, niestety to raczej pokazuje, ze poza myslami o pracy i realizowanych obecnie projektu nie mam czasu na myslenie o czymkolwiek innym :(.
A druga mysl dotyczy litwinow (notabene tak zaciecie dyskutowalismy na ten temat wczoraj z mezem w samochodzie, ze niestety nie zauwazylismy ani ze jedziemy za szybko, ani ze stoi policja i czeka na takich jak my - koszt 200 zl :(. ale co do samego tematu...nie czuje sie ekspertem w sprawie Litwy ani mniejszosci narodowych, ale zastanawiam sie czy nasze (polskie i Polakow na Litwie) reakcje nie sa przesadzone? jestem w stanie zrozumiec kraj, ktory boi sie zbytniej sily mniejszosci mieszkajacych w danym kraju. zwlaszcza, ze nie jest to kraj tak duzy jak Polska, gdzie mniejszość, ktora u nas wlasciwie nie mialaby zadneog wplywu na zycie spoleczne i polityczne, w tamtym kraju moze juz byc znaczna sila.
wiadomo, ze to jest trudna i skomplikowana sytuacja - zaszlosci historyczne, zmiany granic, wiele sie dzialo. jednak w dniu dzisiejszym tamte tereny to Litwa, mozna sie z tym sercem zgadzac, badz nie, ale formalnie tak jest. Zeby miec pelne prawa obywatelskie, albo trzeba sie przeniesc do Polski, albo uznac, ze sie jest Litwinem.
Nie oznacza to, ze uwazam, ze kazdy powinien ktoras z tych opcji wybrac. Uwazam jednak, ze panstwo ma prawo oczekiwac, ze jego obywatele beda mowili w jezyku danego kraju (co ciekawe, sluchajac wczorajszych informacji, mozna bylo uslyszec jezyk rosyjski u mieszkancow, z ktorymi rozmawiali dziennikarze, a litewski, dzisiaj podczas formalnych konferencji rzadowych).
czy to oznacza, ze jestem za wyokrzenianiem polskosci na litwie? bynajmniej. jestem tylko za znalezieniem zlotego srodka, w podejsciu do tematu zarowno naszych rodaków jak i wladz litewskich:
- jestem obywatelem danego kraju, mam wszystkie prawa i obowiazki z tym zwiazane.
- chce byc mniejszoscia i czuje sie Polakiem, mam do tego prawo, ale nie moge oczekiwac, ze system i aparat panstwowy zostana dostosowane do mnie.
czy takie podejscie oznacza dyskryminacje Polakow? ciekawe, co my bsmy zrobili, gdyby sytuacja, w tym proporcje wielkosci kraju bylyby odwrotne?
A druga mysl dotyczy litwinow (notabene tak zaciecie dyskutowalismy na ten temat wczoraj z mezem w samochodzie, ze niestety nie zauwazylismy ani ze jedziemy za szybko, ani ze stoi policja i czeka na takich jak my - koszt 200 zl :(. ale co do samego tematu...nie czuje sie ekspertem w sprawie Litwy ani mniejszosci narodowych, ale zastanawiam sie czy nasze (polskie i Polakow na Litwie) reakcje nie sa przesadzone? jestem w stanie zrozumiec kraj, ktory boi sie zbytniej sily mniejszosci mieszkajacych w danym kraju. zwlaszcza, ze nie jest to kraj tak duzy jak Polska, gdzie mniejszość, ktora u nas wlasciwie nie mialaby zadneog wplywu na zycie spoleczne i polityczne, w tamtym kraju moze juz byc znaczna sila.
wiadomo, ze to jest trudna i skomplikowana sytuacja - zaszlosci historyczne, zmiany granic, wiele sie dzialo. jednak w dniu dzisiejszym tamte tereny to Litwa, mozna sie z tym sercem zgadzac, badz nie, ale formalnie tak jest. Zeby miec pelne prawa obywatelskie, albo trzeba sie przeniesc do Polski, albo uznac, ze sie jest Litwinem.
Nie oznacza to, ze uwazam, ze kazdy powinien ktoras z tych opcji wybrac. Uwazam jednak, ze panstwo ma prawo oczekiwac, ze jego obywatele beda mowili w jezyku danego kraju (co ciekawe, sluchajac wczorajszych informacji, mozna bylo uslyszec jezyk rosyjski u mieszkancow, z ktorymi rozmawiali dziennikarze, a litewski, dzisiaj podczas formalnych konferencji rzadowych).
czy to oznacza, ze jestem za wyokrzenianiem polskosci na litwie? bynajmniej. jestem tylko za znalezieniem zlotego srodka, w podejsciu do tematu zarowno naszych rodaków jak i wladz litewskich:
- jestem obywatelem danego kraju, mam wszystkie prawa i obowiazki z tym zwiazane.
- chce byc mniejszoscia i czuje sie Polakiem, mam do tego prawo, ale nie moge oczekiwac, ze system i aparat panstwowy zostana dostosowane do mnie.
czy takie podejscie oznacza dyskryminacje Polakow? ciekawe, co my bsmy zrobili, gdyby sytuacja, w tym proporcje wielkosci kraju bylyby odwrotne?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)