Łączna liczba wyświetleń

sobota, 21 stycznia 2012

TCC - tytuł czyni cuda

Kiedy pracowałam na uczelni, mówiono mi: "magistrowie powinni tworzyć network z magistrami, doktorzy z doktorami" i tak dalej. Była to jedna z rzeczy, która mi najbardziej przeszkadzała w tej pracy - w duchu nazywałam to systemem kastowym. I nie chodzi o brak pokory, ale o takie poczucie, że kolejny dyplom tworzył kolejną barierę między ludźmi (kolegami z pracy?), którą można było przekroczyć dopiero będąc posiadaczem takiego samego dyplomu. I gdzie tutaj miejsce na uczenie się i mentoring starszych kolegów?
Z czasem uświadamiam sobie, że "system kastowy" występuje w każdym środowisku zawodowym, w każdym sektorze.
Wielkie konferencje - co jest wyznacznikiem ich sukcesu? Liczba prezesów wśród prelegentów - niezależnie od tematu. Ważne jest stanowisko - przecież merytorycznie, ktoś prezesa przygotuje.
Albo: zaproszenia tylko dla osób na stanowisku minimum Dyrektora.
Mogę zrozumieć, jeżeli celem jest networking
Nie rozumiem, jeśli celem jest merytoryczna dyskusja.
Nikt z nas nie jest ekspertem od wszystkiego - niezależnie od tego czy jest prezesem, czy starszym specjalistą (który jak sama nazwa wskazuje, w czymś się jednak specjalizuje).
Dlatego więc odpowiedni tytuł bądź stanowiska otwierają wszelkie drzwi, a wiedza merytoryczna niekoniecznie?

sobota, 14 stycznia 2012

Kryzys w Paryżu

Paryz, stolica kraju, który jak mówią media (przynajmniej te polskie) odmienia słowo kryzys przez wszystkie możliwe przypadki.
Na ulicach i w metrze tłumy, a większość ludzi w tym tłumie w rękach niesie torby (nie torebki, do których może się zmieścić jedna, mała rzecz, ale wielkie torby) z zakupionymi właśnie na przecenach nowymi spodniami, butami, kurtkami - wszystkim co zostało przecenione i można unieść w rękach.
Pora kolacji - wszystkie miejsca w knajpach zajęte. Przechodząc dwie ulice, na których znajduje się około dziesięciu knajp, nie można znaleźć stolika dla dwóch osób. Nie wspominając, że ulice te nie znajdują się na obrzeżach Paryża, a ceny za owe kolacje, które paryżanie spożywają zostawiają "daleko w tyle" te, które znamy w Polsce.
To gdzie ten kryzys?
Jaki kryzys?
Coraz częściej jestem przekonana, że to jest właśnie pytanie, które powinniśmy sobie zadawać. Nie jestem ekonomistą, ale coraz częściej zaczynam się zastanawiać na ile różne dane i miary pokazujące ów straszliwy wymiar kryzysu, faktycznie go pokazują a nie tworzą?

Ekonomiści mówią: konsumpcja spada/spadła. Trudno o tym mówić, w miesiącu wyprzedaży, ale nawet abstrahując od szału wyprzedaży mam wątpliwość, czy obserwowane zjawisko jest spadkiem konsumpcji, czy zrównoważeniem jej. Myślę raczej o tym, że dopiero dzięki kryzysowi niektórzy ludzie zrozumieli, że suma ich wydatków bardzo często przewyższała możliwości ich pokrycia i dlatego nastąpiła redukcja konsumpcji - do stanu realnego, gdzie poniesiony wydatek może być pokryty przez kupującego.

Ekonomiści mówią bezrobocie rośnie. Pytanie, na ile jest to efekt właśnie tych prognoz i próba uprzedzenia zapowiadanych efektów różnych czarnych scenariuszy, a nie faktycznej, biznesowej konieczności.

Ekonomiści i politycy (oraz tacy, którzy się za jednych i drugich uważają) mówią różne rzeczy, a w Paryżu na ulicach, w knajpach i sklepach tłumy ludzi, w ogóle się tym nie przejmują...

P.S. i jeszcze jedna myśl o Paryżu - to miasto faktycznie ma pewien klimat i duszę (w co nie chciałam dotychczas wierzyć), czemu nasza stolica tego nie ma? :(

niedziela, 8 stycznia 2012

Wódz w Matrixie

Wprawdzie od śmierci, a nawet uroczystości pogrzebowych Kim Dzong Ila minęło już ładnych parę dni, ale jednak nadal jakoś, potrzebuje o tym coś napisać.
Zwłaszcza, że równocześnie w telewizji można było w tym czasie zobaczyć dwa straszne dokumenty o Korei, które dalej mi gdzieś "chodzą po głowie". jeden straszny - bo mówił o terrorze i strachu i pokazywał mroczną twarz Korei, a drugi straszny -  bo pozytywny, wydawało się, że ludzie w nim występujący są szczerzy i naprawdę wierzą w swojego Umiłowanego Przywódcę.

Oglądając uroczystości pogrzebowe - miliony ludzi, w histerii przyglądające się jak kondukt żałobny z trumną wodza podąża przez miasto- nie mogłam i nadal nie mogę powstrzymać wielu pytań:

jak to jest możliwe że w XXI wieku po wszystkich doświadczeniach historii, istnieje taki kraj jak Korea Północna, gdzie ludzie wierzą, że jest człowiek, który jest jedynym i wielkim wodzem, którego należy bez zadawania pytań słuchać?

jak musi być skonstruowany system, który powoduje, że miliony słuchają tego jednego człowieka i nikt nie odważy mu się (skutecznie) przeciwstawić?

jak to jest możliwe, że w kraju w którym panuje bieda i straszliwy głód, podczas gdy na urodziny wodza organizuje się wielomilionowe defilady i parady, ludzie nadal się nie reagują?

jak funkcjonuje kraj,gdzie nie mają zastosowania żadne zasady ekonomii, gdzie dzieci przez pół roku nie chodzą do szkoły, bo przygotowują się do parady, a jak już do szkoły pójdą to nie uczą się matematyki, tylko "dzieciństwa Umiłowanego Wodza"?

I wreszcie - jak to jest możliwe, że istnieje IPhone, IPad i wiele innych gadżetów pozwalających na niemal natychmiastowe przekazywanie informacji, w tym też zdjęć...a w Korei Północnej ludzie żyją w Matrixie, tworzonym przez państwo?

być może na większość z tych pytań są proste odpowiedzi - np. ludzie się przeciwstawiają, ale prawda jest taka, że nikt do końca nie wie co dzieje się w Korei Północnej. Wiemy tyle, ile chcą nam pokazać i powiedzieć. A to niewiele.

Niemniej, dla mnie sam fakt, że istnieje kraj, który daje podstawy do postawienia sobie takich pytań (a przecież to nie jedyny taki kraj) - jest jednak szokujący. I kolejny raz zmusza do pomyślenia o tym jaka ta nasza Europa malutka i my w jej środku tacy zadowoleni z siebie, podczas gdy wokół nas jest tyle zdarzeń, których nie rozumiemy, a tym samym, których znaczenia i konsekwencji się nie spodziewamy...