Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 kwietnia 2012

Oszukali nas...

Ostatnio wpadł mi w ręce artykuł z krzykliwym tytułem web 3.0.
Im bardziej myslę o tej eurofii wokół nowej rzeczywistości, którą kreują nam możliwości stworzone przez sieć, tym bardziej zastanawiam się czy:
a) świadomie i w pełni przeciwdziałamy także zagrożeniom, które ta rzeczywistość ze soba niesie?
b) czy potrafimy naprawdę wykorzystać ten potencjał i możliwości?

Dlaczego się zastanawiam? Powodów jest mnóstwo, w tym ponizsze:

1. Internet a rzeczywistość

Jaka rzeczywistość? Jaka prawda w sieci? Selektywna prezentacja tego, co chcemy, żeby inni zobaczyli, jak chcemy żeby wyobrażali sobie nas i otoczenie. Na studiach robiliśmy takie ćwiczenie, że oglądaliśmy serwisy z informacjami na różnych programach i sprawdzaliśmy kto jakie newsy pokazywał i co było na początku a co w dalszej kolejności. Internet przenosi te realia na perspektywę pojedynczego człowieka - to my decydujemy jakie informacje o nas publikujemy, co piszemy, od czego zaczynamy, a co próbujemy chować gdzieś na końcu posta, twitta czy wypowiedzi. nie jesteśmy prawdziwi. oszukujemy siebie i innych - pokazujemy to, co chcemy pokazać.
Pytanie, czy można być prawdziwym mając świadomość, że tę prawdę może przeczytać mlion i więcej użytkowników Internetu, w tym nasz największy wróg, była żona i potencjalny przyszł szef?  odpowiedź jst prosta.
więc piszemy....co piszemy.

A gdzie reszta? te wszystkie pozostałe elementy, które tworzą każdego z nas, a którymi z różnych powodów nie chcemy sie dzielić z innymi użytkownikami sieci? Gdzie kompletna/ kompletny ja?
w realnej rzeczywistości, która różni się znacząco od tej wirtualnej....

i najważniejsze pytanie - na ile my jako użytkownicy sieci i czytelnicy tego co piszą inni jesteśmy świadomi skrzywienia tej rzeczywistości? Na ile krytycznie podchodzimy do tego co czytamy czy widzimy?

2. Brak konfrontacji

To bzdura, mówienie, że czaty, dyskusje i wszelkie inne wypowiedzi w sieci pozwalają nam się komunikować. Naprawde?. W jaki sposób? Gdy nikt nie widzi naszej twarzy i emocji które ona wyraża? Gdy mamy czas na przemyślenie tego, co tak naprawdę chcemy powiedzieć, a gdy już to napiszemy, to zawsze zanim opublikujemy możemy zmazać bo po przeczytaniu okaże się zbyt kontrowersyjne.
Co to za komunikacja, która  nie opiera sie na emocjach tylko na analizie i strategii?

2. wirtualna społeczność

I te mity o tym, że dzięki internetowi tworzymy społeczności, aktywizujemy się, działamy. Ciekawe.
Ciekawe ilu z tych, którzy wybrali się protestowac przeciw ACTA dalej śledzą co się dzieje z tą ustawą?
Zrywy wszelakie zawsze były naszą narodową mocna stroną (w końcu mamy kilka powstań na koncie), ale już długoterminowe działania i praca u podstaw to jakoś nam nie idą. Internet nam ułatwia też tę aktywność społeczną. Klikniemy w brzuszek Pajacyka PAH, klikniemy "lubie to" przy akcji Podziel sie posiłkiem Danone'a i już nam się wydaje, że jesteśmy dobrzy i tacy społeczni. To tak nie działa.. Portale społecznościowe może i mają potencjał, ale my nie umiemy go wykorzystać. Klikamy  "lubie to" przy "Nie dla ACTA" i uważamy, że nasz obywatelski obowiązek został spełniony. No chyba to nie wystarczy....

Może nie tyle oszukali nas, co my sami siebie i innych oszukujemy...za pośrednictwem Internetu i publikowanych tam treści oraz naszej aktywności. Którą każdy z nas mniej lub bardziej świadomie, ale steruje....

wtorek, 24 kwietnia 2012

Cienkie granice

Jedna z takich granic jest między pewnością sebie a zarozumiałością.

Oczywiście każdy z nas pewnie słyszał kiedyś "powinieneś być bardziej pewny siebie" "do odważnychświat należy" i takie tam.
Być pewnym siebie to przydatne, zwłaszcza w życiu zawodowym. Latwiej znosimy porażki, nie poddajemy się z byle powodu, znamy swoją wartośc i wiemy, czym należy się przejmować, co jest istotne, a czym nie zaprzątać sobie głowy.

A potem jest cienka linia za którą jest zarozumiałość. Czyli taki stan, że nie widzimy porażek (przecież nam się udało, to inni zrobili coś źle), nigdy się nie poddajemy (nawet gdy inni którzy mają rację i szereg logicznych argumenrów, próbują nas do nich przekonać), generalnie wydaje nam się, że jesteśmy najmądrzejsi i vo gorsza nieomylni.

Gdzie jest ta linia i kiedy warto się zastanowić czy jej nie przekroczyliśmy?

Przede wszystkim, gdy zgodnie z biblijnym stwierdzeniem "widzimy drzazgę z oku bliźniego a nie widzimy belki we własnym", czyli w takim momencie, gdy świetnie punktujemy innych, ich wady i słabosci, nie widząc żadnych w sobie.
Bo niestety to prawda...nie ma ideałów...