Odbyliśmy wczoraj ze znajomymi bardzo ciekawą dyskusję. Mianowicie zastanawiali(śmy) się, jak to jest, że dwadzieścia lat boomu gospodarczego, zmiana systemu, a w sensie ilościowym jakości naszego życia, jesteśmy w tym samym miejscu - tyle, że meblościanka zamieniła się na meble z IKEA, a syrenka na Forda.
Mnie to się właściwie wydaje dość oczywiste jak to jest :) ale dyskusje mieliśmy dość długą....
A jest tak:
Po pierwsze, akurat w tym przypadku jakość jest ważna - syrenka czy ford, mnie tam to robi różnicę. Nie mówiąc o innych aspektach jakościowych tego boomu, (zwłaszcza technologicznego), takich jak to, że nasz komputer waży obecnie pół kilograma, a nie zajmuje całego pomieszczenia jak kiedyś (prawda, ja to już tego nie pamiętam, ale mama mi opowiadała:), a nasz telefon niedługo będzie miał wodotrysk i będzie spełniał życzenia (nie mogę się doczekać :).
Ale tak naprawdę, to dla mnie dużo ważniejsze jest " po drugie":
Po drugie - to strasznie niesprawiedliwe patrzenie na naszą jakość życia obecnie, w porównaniu do poprzedniego systemu, bez uwzględnienia nie tylko samych zmian, ale też kosztów które niósł za sobą zarówno poprzedni system jak i te zmiany. Bo: a) Towarzysz Gierek żył na kredyt, który zaczęliśmy spłacać jak ów Towarzysz już u władzy nie przebywał, b) to co się działo na rynku nie odzwierciedlało rzeczywistości ekonomicznej, więc trzeba się było nieźle napracować żeby zaczęło.
Wszyscy wiemy, jeśli cukier kosztował np. X zł, to cena ta nie odzwierciedlała ani kosztów produkcji, ani dystrybucji, ani sprzedaży tego produktu (co więcej, ilość wyprodukowanego towaru w żaden sposób nie odnosiła się do popytu na rynku), jeśli w fabryce pracowało 1000 osób, to niekoniecznie dlatego, że taka była potrzeba wynikająca z procesu produkcji i zarządzania zarówno nim jak i całą organizacją. Tym samym wraz ze zmianami zaczęliśmy spłacać nie tylko publicznie znane (albo i nie :) kredyty wobec zachodu, ale musieliśmy także spłacić te "kredyty" schowane (w ukrytym bezrobociu, regulowanych cenach itp.).
i jeszcze jest c) kosztem o którym często zapominamy, a który jest niezmiernie istotny to koszt zmiany postaw i zachowań wykreowanych w poprzednim systemie (czy się stoi, czy się leży...)...
Ciekawe, czy można by zrobić taką symulację (a może ktoś już zrobił?) - gdzie bylibyśmy (chociaż w sensie ilościowym) dzisiaj, gdybyśmy nie musieli ponosić tych wszystkich kosztów poprzedniego systemu?
(Chociaż, chyba ciekawsze byłoby - jakim społeczeństwem bylibyśmy, gdyby nie poprzedni system? np. Teraz jesteśmy na końcu Europy, jeśli chodzi o zaufanie społeczne - czy byłoby inaczej?)
I właściwie.... czy w tej zmianie chodzi o ilość? W zmianie cywilizacyjnej, w Europie chyba już nie. (chociaż, kolejne doniesienia z sektora finansowego, mówiące o wynagrodzeniach szefów banków, przeczą temu).
To o co chodzi? zostawiam sobie to jako temat na później....
(...)Ciekawe, czy można by zrobić taką symulację (a może ktoś już zrobił?) - gdzie bylibyśmy (chociaż w sensie ilościowym) dzisiaj, gdybyśmy nie musieli ponosić tych wszystkich kosztów poprzedniego systemu?(...) Przecież jest taka analiza porównawcza. Nazywa się Białoruś i choć tam też się sporo zmieniło (uważam, że koleje i drogi mają lepsze niż w Polsce) to jednak sytuacja w tym kraju dość dobrze pokazuje, co by się stało z Polską, gdyby nadal pozostawała w wyłącznej strefie wpływów Moskwy, nie było demokracji, wolnego rynku, systemu wielopartyjnego, wolności słowa, swobody działalności gospodarczej...
OdpowiedzUsuń