Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 25 marca 2012

dwadzieścia lat boomu minus koszty

Odbyliśmy wczoraj ze znajomymi bardzo ciekawą dyskusję. Mianowicie zastanawiali(śmy) się, jak to jest, że dwadzieścia lat boomu gospodarczego, zmiana systemu, a w sensie ilościowym  jakości naszego życia, jesteśmy w tym samym miejscu - tyle, że meblościanka zamieniła się na meble z IKEA, a syrenka na Forda.
Mnie to się właściwie wydaje dość oczywiste jak to jest :) ale dyskusje mieliśmy dość długą....
A jest tak:
Po pierwsze, akurat w tym przypadku jakość jest ważna - syrenka czy ford, mnie tam to robi różnicę. Nie mówiąc o innych  aspektach jakościowych tego boomu, (zwłaszcza technologicznego), takich jak to, że nasz komputer waży obecnie pół kilograma, a nie zajmuje całego pomieszczenia jak kiedyś (prawda, ja to już tego nie pamiętam, ale mama mi opowiadała:), a nasz telefon niedługo będzie miał wodotrysk i będzie spełniał życzenia (nie mogę się doczekać :).
Ale tak naprawdę, to dla mnie dużo ważniejsze jest " po drugie":
Po drugie - to strasznie niesprawiedliwe patrzenie na naszą jakość życia obecnie, w porównaniu do poprzedniego systemu, bez uwzględnienia nie tylko samych zmian, ale też kosztów które niósł za sobą zarówno poprzedni system jak i te zmiany. Bo: a) Towarzysz Gierek żył na kredyt, który zaczęliśmy spłacać jak ów Towarzysz już u władzy nie przebywał, b) to co się działo na rynku nie odzwierciedlało rzeczywistości ekonomicznej, więc trzeba się było nieźle napracować żeby zaczęło.
Wszyscy wiemy, jeśli cukier kosztował np. X zł, to cena ta nie odzwierciedlała ani kosztów produkcji, ani dystrybucji, ani sprzedaży tego produktu (co więcej, ilość wyprodukowanego towaru w żaden sposób nie odnosiła się do popytu na rynku), jeśli w fabryce pracowało 1000 osób, to niekoniecznie dlatego, że taka była potrzeba wynikająca z procesu produkcji i zarządzania zarówno nim jak i całą organizacją. Tym samym wraz ze zmianami zaczęliśmy spłacać nie tylko publicznie znane (albo i nie :) kredyty wobec zachodu, ale  musieliśmy także spłacić te "kredyty" schowane (w ukrytym bezrobociu, regulowanych cenach itp.).
i jeszcze jest c) kosztem o którym często zapominamy, a który jest niezmiernie istotny to koszt zmiany postaw i zachowań wykreowanych w poprzednim systemie (czy się stoi, czy się leży...)... 

Ciekawe, czy można by zrobić taką symulację (a może ktoś już zrobił?) - gdzie bylibyśmy (chociaż w sensie ilościowym) dzisiaj, gdybyśmy nie musieli ponosić tych wszystkich kosztów poprzedniego systemu?
(Chociaż, chyba ciekawsze byłoby - jakim społeczeństwem bylibyśmy, gdyby nie poprzedni system? np. Teraz jesteśmy na końcu Europy, jeśli chodzi o zaufanie społeczne - czy byłoby inaczej?)

I właściwie.... czy w tej zmianie chodzi o ilość? W zmianie cywilizacyjnej, w Europie chyba już nie. (chociaż, kolejne doniesienia z sektora finansowego, mówiące o wynagrodzeniach szefów banków, przeczą temu).
To o co chodzi? zostawiam sobie to jako temat na później....

1 komentarz:

  1. (...)Ciekawe, czy można by zrobić taką symulację (a może ktoś już zrobił?) - gdzie bylibyśmy (chociaż w sensie ilościowym) dzisiaj, gdybyśmy nie musieli ponosić tych wszystkich kosztów poprzedniego systemu?(...) Przecież jest taka analiza porównawcza. Nazywa się Białoruś i choć tam też się sporo zmieniło (uważam, że koleje i drogi mają lepsze niż w Polsce) to jednak sytuacja w tym kraju dość dobrze pokazuje, co by się stało z Polską, gdyby nadal pozostawała w wyłącznej strefie wpływów Moskwy, nie było demokracji, wolnego rynku, systemu wielopartyjnego, wolności słowa, swobody działalności gospodarczej...

    OdpowiedzUsuń