Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 czerwca 2011

parada

dla mnie nowe doswiadczenie - zobaczyc parade tzw. rownosci, ale w innym kraju. bo nie nazwalabym uczestnictwem tego co roiblam - patrzenia i robienia zdjec :).
refleksji mam kilka:
co do roznic w imprezie w Polsce i w Niemczech:
- w Polsce mamy parade równości, w Berlinie "Pride parade" - sama nazwa juz pokazuje roznice w podejsciu do tej kwestii
- w Polsce mamy mobilizacje policji i ruchow roznorakich, ktore sa "anty, w Berlinie mamy impreze, w ktorej uczestnikow nie ma tak wielu, ale wielu jest tych, ktorzy tak jak my przychodza popatrzec - to jest taki wielki festyn w miescie, tylko "lajt motiv" troche inny
co do homoseksualizmu w ogole:
- zazwyczaj jak mowimy o homoseksualistach, to jakos w obrazach przewijaja sie osoby mlode. a co z osobami starszymiy? to nie jest cos z czego sie wyrasta. ile jest osob starszych, ktore nadal boja sie ujawnic swoja orientacje, w krajach, w ktorych ciezko o tolerancje dla roznorodnosci, nie mowiac juz o tak zlozonej roznorodnosci - nie dosc ze homoseksualista, to jeszcze 50+
i co do dobrego smaku:
- nie wiem, czy facet ubrany w swiecace skorzane majtki, z ktorych wystaje mu tylek to dobry koncept na przekonywanie wszystkich wokol do tolerancji dla roznorodnosci. bo to jest jak manifestacja: jestem inny i macie mnie akceptowac takiego jakim jestem, a ja Wasze konwenanse i zasady mam gdzies. czy to sprawiedliwe? jesli chcemy szacunku dla naszej roznorodnosci - szanujmy tez zasady innych. niezaleznie od tego, czy sie z nimi zgadzamy.

sobota, 18 czerwca 2011

stygmaty

zwiazane z pewnymi zawodami i pewnymi atrybutami, ktore im przypisujemy - np. urzednik musi byc biedny.
taki absurd i wewnetrzna sprzecznosc - chcemy miec profesjonalnych urzednikow, mlodych, dynamicznych, z wyzszym wykształceniem i dalej sie szkolacych....ale zeby zarabiali jak najmniej. bo urzednik powinien byc biedny. bo jak jest bogatszy (nie bogaty), to juz mamy z tym problem i glosno krzyczymy, ze to przeciez nasze podatki ida na pensje urzednicze, a one sa takie wysokie. i dochodzimy do absurdow...gdzie np. jednym z istotnych newsow w jednej ze stacji radiowych jest informacja, ze jedno z Ministerstw zakupilo X krzesel biurowych. news i sensacja. no bo przeciez jak urzednik panstwowy to powinien pracowac dla misji, za jak najmniejsze pieniadze....a do tego siedzac na ziemi, albo na skladanym krzeselku. Tylko skoro o zakupie krzesel dla pracowników mowi sie z dezaprobata w ramach newsow w mediach - to jakie urzedy beda sie odwazaly na jakiekolwiek inne dzialania bardziej ambitne niz zakup krzesel (czyli wlasciwie kazde inne...).
glosno krzyczymy, ze urzednicy powinni malo zarabiac (urzednik = biedny), itp. a zaraz potem ze chcemy profesjonalnych urzedow, sprawnego zalatwiania spraw i zero korupcji....co ciekawsze...sami nie widzimy sprzecznosci w tym o co krzyczymy!

wtorek, 7 czerwca 2011

bo to złudne jest...

takie poczucie, które w sobie nosimy, że cały czas czegoś nam brakuje, żeby osiągnąć szczęście, więc ciągle kupujemy i kupujemy i kupujemy i to nazywa się szczęście.
Złudność polega na tym, że gdy dochodzimy do pewnej granicy posiadania, pojawiają się dwa problemy:
a) niewiele możemy już kupić rzeczy, które są nam potrzebne - i wtedy odkrywamy, że kupowanie sprawia nam faktyczną przyjemność właśnie wtedy, gdy kupujemy to co nam jest potrzebne, więc gdy takich rzeczy zabraknie, chodzimy smętnie po sklepach, nie czując radości z kupowania kolejnych, niepotrzebnych rzeczy
b) mamy dużo - w sensie materialnym. i wtedy okazuje się, że naszym problemem nie jest już zdobycie (czyt. kupienie) kolejnych rzeczy, ale pojawia się lęk związany z tym, że stracimy to, co posiadamy. I ten lęk zaczyna nas pochłaniać - więcej pracować, żeby nie stracić pracy, dostać podwyżkę...
biegamy więc w kółko jak te zwierzątka w klatce....kupujemy....boimy się, że to stracimy...a potem znowu kupujemy...i znowu się boimy...